Kuchenne ewolucje

Zapewne można by dla wygody nazwać "Overcooked 2" symulatorem gotowania, ale dolepienie temu zręcznościowemu dziwadłu podobnej etykiety byłoby aktem niejakiego leserstwa. Bo nie chodzi tu
"Overcooked! 2 Rozgotowani" - recenzja
Zapewne można by dla wygody nazwać "Overcooked 2" symulatorem gotowania, ale dolepienie temu zręcznościowemu dziwadłu podobnej etykiety byłoby aktem niejakiego leserstwa. Bo nie chodzi tu przecież o żadne naśladowanie faktycznego doświadczenia związanego z radosnym staniem przy garach, lecz o kulinarną jazdę bez zamontowanego hamulca bezpieczeństwa. Aby lepiej oddać szaleńcze tempo omawianej gry, śpieszę nadmienić, że każdy najmniejszy przestój przy patelni czy desce do krojenia może zakończyć się nie tylko spektakularnym zawaleniem aktualnie przechodzonego etapu, ale i burą od siedzącego obok kucharza lub kucharki z padem.



Samotne gotowanie nie ma tu sensu, choć dla chcącego nic trudnego. Można grać na jednego? Ano można. Lecz żadna to tajemnica, że propozycja studia Ghost Town Games smakuje najlepiej dopiero z drugą, a nawet trzecią i czwartą osobą siedzącą obok (albo gdzieś na odległym krańcu świata, bo, rzecz jasna, wszystkie tryby dostępne są także dla preferujących towarzystwo znajomych z drugiego końca światłowodu). I choć przy "Overcooked 2" sprawdza się powiedzenie, że im więcej, tym weselej, to trudno mi wyobrazić sobie chaos, jaki panować musi na ekranie przy maksymalnej liczbie graczy siedzącej przed konsolą, bo już przy dwójce jest tu niezły sajgon. Ale za to poniekąd usprawiedliwiony fabułą. Otóż źle się dzieje w królestwie cebulowego monarchy (wszystkie podobieństwa do rzeczywistych wydarzeń i osób są przypadkowe), który przez swoją niefrasobliwość przywołał nieumarłe tosty trawione niemożliwym do zaspokojenia głodem. Chcąc dać im odpór, król posyła swoich dzielnych kucharzy, czyli nas, do prostego ludu, aby gotowali jak najlepiej. I jak najszybciej, bo inaczej złowieszcze kromki pożrą wszystko, co im się napatoczy.



Zanim wyprawimy ogromną ucztę dla czerstwego pieczywa, musimy uporać się z liczącą sobie prawie czterdzieści misji kampanii, która nabiera prędkości z każdą odwiedzaną krainą. Z początku przepisy, których musimy się trzymać są proste, bo wystarczy, na przykład, pokroić ogórka i pomidora i możemy podać typową polską sałatkę obiadową. Gra jednak nie będzie nas oszczędzać i pół godziny później będziemy ugniatać ciasto na pizzę z dodatkami i smażyć frytki do stygnącego steku. Generalnie nie jest to żadna filozofia, bo obsługujemy trzy przyciski na krzyż, którymi kroimy, podnosimy naczynia, rzucamy jedzeniem (użyteczne!) i dajemy naszym szefom kuchni swoistego kopniaka, aby uwijali się jeszcze szybciej. Trudność polega przede wszystkim nie na obraniu odpowiedniej strategii (proszę mi uwierzyć, że na intuicyjnym i pozornie genialnym "Ja kroję, ty gotujesz makaron" daleko nie zajedziecie), ani nawet dobrym wyczuciu timingu, co pozwoli nam niczego nie przypalić (może się to skończyć pożarem), lecz pokonaniu będących naszymi przeciwnikami plansz. Kuchnie bowiem rozmieszczono, na przykład, na płynących obok siebie tratwach albo na unoszących się pośród chmur platformach, do tego są tu ruchome chodniki i inne ustrojstwa skutecznie udaremniające nasze próby zrolowania idealnego sushi. Dlatego nie tyle pomocna, co całkowicie niezbędna jest praca zespołowa, czasem poszczególne części kuchni są podzielone na dwie części i tylko synchronizacja działań uratuje nas przed glutenowymi zębami.



Kampania oferuje jeszcze dodatkowe misje, dostępne po wypełnieniu tajemniczych zadań; tajemniczych, bo nie jestem do końca pewien, na czym polegają, a gra tego nie precyzuje, choć podejrzewam, że trzeba nabić na poszczególnych etapach trzy gwiazdki, przyznawane za najlepsze wyniki na danej planszy. Poza trybem głównym do ogrania mamy bliźniacze arcade (po prostu możemy sobie wybrać dowolny poziom) oraz ciekawy versus, czyli gotujemy przeciwko sobie, ale, oczywiście, z twistem, bo plansze dalej są odpowiednio pokręcone i może się zdarzyć na przykład, że nabijemy punkty przeciwnikowi. "Overcooked 2" nie jest jednak idealne, bynajmniej. Choć całość można ukończyć stosunkowo szybko (poniżej dziesięciu godzin), lepiej przyjmować mniejsze porcje, bo partyjki są sycące i przy dłuższym posiedzeniu może trochę zemdlić. No i niekiedy na ekranie dzieje się tyle, że graficzny bajzel i nakładające się na siebie ikonki czynią grę zdecydowanie mniej przyjemną. Ale nic to, bo mamy przed sobą najlepszy multiplayer tego lata.
1 10
Moja ocena:
8
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones